VANCOUVER. Przydałaby się druga Kowalczyk
(KORESPONDECJA WŁASNA) Czwartek na stadionie zimowym w Whistler zawodników i kibiców przywitał deszczem i śniegiem. Niestety, tak jak można było się spodziewać osób przyglądających się zmaganiom biegaczek jest coraz mniej. Ale z pewnością w sobotę, kiedy ścigać się będzie Justyna Kowalczyk na trasie 30 km będą tłumy.
Na stadion w Whistler wybiera się wielu polonusów, aby dopingować rodaczkę. Przed kilkoma dniami w Kanadzie pojawił się sądeczanin, znany kajakarz Paweł Myśliwiec (razem z tatą). Panowie przyjechali z Waszyngtonu. Przybyła grupa młodzieży z Polski. Kibice znad Wisły są rozpoznawani i witani po polsku „dzień dobry. Wolontariusze, którzy są tutaj w każdym zakątku, widząc grupę z Kasiny Wielkiej, pytają o polskie zwroty, które potem przy każdej okazji powtarzają. Zresztą nasi rodacy zrobili tu furorę. W amerykańskiej telewizji wręcz stwierdzono, że dzięki biło-czerwonym jest nie tylko kolorowo, ale przede wszystkim głośno i radośnie. Kanadyjczycy i Amerykanie najchętniej kibicują, pałaszując niezliczone ilości pożywienia, oczywiście popijanego coca colą i koniecznie na siedząco. Ożywiają się jedynie, kiedy pojawia się ich zawodnik. Natomiast kibice z Europy oklaskują wszystkich.
Przed biegiem wszyscy Polacy życzyli sobie, aby nasza sztafeta zajęła szóste miejsce. Po pierwszej zmianie nie wyglądało to dobrze, ale kiedy na trasie pojawiła się Justyna Kowalczyk serca kibiców zaczęły bić znacznie szybciej. Polka wyprowadziła naszą sztafetę na pierwsze miejsce, przy okazji uzyskując najlepszy czas techniką klasyczną. Niestety, szczęście trwało krótko i cudu nie było. Bardzo dobrze na ostatniej zmianie spisała się Sylwia Jaśkowiec, która odrobiła straty i ostatecznie Polski zajęły wysokie, szóste miejsce.
Oglądając bieg Justyny Kowalczyk można było odnieść wrażenie, że wreszcie odzyskała świeżość. Pokonała dystans 5 km w bardzo dobrym tempie i z dużą dynamiką. W sobotę zapowiada się fascynujące widowisko, tym bardziej, że tutaj w Kanadzie nie milkną echa wypowiedzi Polki w sprawie chorujących na „astmę” zawodniczek ze Skandynawii.
Od dwóch dni w Vancouver i Whistler można zaobserwować ciekawe zjawisko. Wczoraj miejscowe „koniki” rozdawały za darmo bilety na sobotni bieg. W poniedziałek nie było już ich w kasach. Jedynie na mecz finałowy hokeja Kanady, bo tutaj nikt nie wyobraża sobie innego scenariusza, ceny osiągają kosmiczne wysokości. Za kilka tysięcy dolarów to można teraz kupić wejściówkę jedynie na najwyższe rzędy.
(PaT)