Obchody 1050. rocznicy Chrztu Polski
Powszechnie uznaje się, że 14 kwietnia 966 roku, przypadający wówczas w Wielką Sobotę, książę Mieszko I przyjął chrzest. Ważnym momentem Wigilii Paschalnej jest odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych. I tak właśnie mają być rozumiane i przeżywane uroczystości 1050. rocznicy Chrztu Polski – zarówno w wymiarze osobistym, jak i wspólnotowym – jako czerpanie z przeszłości ku przyszłości.
Obchody rozpoczną się przed południem w gnieźnieńskim seminarium duchownym posiedzeniem Konferencji Episkopatu Polski, podczas którego wykład na temat chrztu Mieszka i jego dziejowych następstw wygłosi mediewista prof. Krzysztof Ożóg. Kolejnym punktem programu będzie nabożeństwo ekumeniczne na pobliskim Ostrowie Lednickim zwanym także „Świętą Wyspą” lub „Wyspą Władców”. To jedno z najważniejszych miejsc we wczesnych dziejach Polski, z zachowanymi reliktami grodu, kaplicy i baptysterium z czasów Mieszka I. Tam pod przewodnictwem Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka rozpocznie się ekumeniczna modlitwa z udziałem duchownych Kościołów chrześcijańskich zrzeszonych w Polskiej Radzie Ekumenicznej. Jednym z najważniejszych momentów nabożeństwa będzie wspólne wyznanie wiary. Zabrzmi również Bogurodzica i hymn państwowy, podczas którego eskadra wojsk lotniczych „rozpyli” na niebie biało-czerwone barwy. Modlącym się na Lednickiej Wyspie towarzyszyć będą relikwie św. Wojciecha. Po raz pierwszy zabrzmi Dzwon „Mieszko i Dobrawa”, jedyny taki w Polsce, odlany specjalnie na jubileusz 1050-lecia Chrztu Polski. Centralnym punktem gnieźnieńskich obchodów jubileuszowych będzie Msza św. w katedrze gnieźnieńskiej pod przewodnictwem legata papieskiego kard. Pietro Parolina.
W czasie liturgii Prymas Polski złoży białe róże na płycie upamiętniającej domniemany pochówek Dobrawy – Matki Chrzestnej Polski, tak, jak uczynił to przed półwieczem jego poprzednik Prymas Tysiąclecia kard. Stefan Wyszyński.
W kolejne dwa dni 15 i 16 kwietnia jubileuszowe obchody odbędą się w Poznaniu. Ich najważniejsze punkty to: Zgromadzenie Narodowe z orędziem Prezydenta RP Andrzeja Dudy na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich oraz Msza św. pod przewodnictwem kard. Pietro Parolina i z homilią abp. Stanisława Gądeckiego w katedrze poznańskiej. 16 kwietnia upłynie pod znakiem wspólnego świętowania na poznańskim stadionie INEA. Odbędzie się tam m.in. czuwanie modlitewne, Msza św. oraz widowisko. Całości towarzyszyć będzie hasło: „Gdzie chrzest, tam nadzieja”.
W 1050. rocznicę Chrztu Polski Narodowy Bank Polski wyemitował banknot kolekcjonerski o nominale 20 zł. W centralnej części strony przedniej przedstawiono stylizowane portrety Mieszka I i Dobrawy, na odwrocie – wizerunek katedry gnieźnieńskiej. Z okazji jubileuszu wydany został także specjalny medal jubileuszowy z wizerunkiem katedry gnieźnieńskiej i kielichem św. Wojciecha. Poczta Polska wydała ponadto znaczek kolekcjonerski z matejkowską wizją chrztu Polski i katedrą gnieźnieńską.
Oprac. D. Borowiec
(na podstawie materiałów zamieszczonych na stronach: wpolityce.pl, ekai.pl, www.nbp.pl)
Chrzest Mieszka I
Chrzest księcia Polan, Mieszka I, był jednym z przełomowych wydarzeń w historii Polski i Polaków. Ponieważ jednak relacje z tych wczesnych wieków są bardzo skromne, wielu rzeczy możemy się tylko domyślać. Chrzest odbył się prawdopodobnie w Wielką Sobotę - zgodnie z ówczesnym zwyczajem - w nocy oczekiwania na Zmartwychwstanie Pańskie. Znaleziska archeologiczne sugerują, że mógł on nastąpić na wyspie Ostrów Lednicki, koło grodu gnieźnieńskiego, głównej siedziby rodu Piastów. Znaleziono tam basen chrzcielny, w którym swobodnie mógł zmieścić się dorosły człowiek. Przypuszcza się, że razem z księciem ochrzczony został jego dwór.
Kronikarz z XII w., Gall Anonim, twierdzi, że do przyjęcia chrześcijaństwa z Zachodu namówiła Mieszka jego żona, córka księcia czeskiego, Dobrawa. Książę zawarł z nią małżeństwo licząc na przyjaźń z władcą Czech i wspólne działanie przeciw Związkowi Wieleckiemu - groźnemu sąsiadowi znad Bałtyku. Z Czech przybyli także pierwsi misjonarze. Wielokrotnie w historiografii podkreślano też, że książę Polan obawiał się ekspansji niemieckiej, przed którą miało go uchronić porzucenie pogaństwa. Zagrożenie z tej strony istniało, o czym mogą świadczyć walki z margrabiami, jednak nie należy go wyolbrzymiać. Być może jednak największe znaczenie miał chrzest dla wewnętrznej polityki państwa Polan, które podbijało sąsiednie plemiona, czczące lokalne bóstwa. Przyjęcie chrześcijaństwa sakralizującego władzę książęcą i królewską miało zintegrować młody organizm państwowy, umocnić władzę księcia. Wraz z chrześcijaństwem zaczęła rozwijać się także administracja kościelna, dostarczająca wsparcia nie tylko duchowego, ale także w zakresie rządzenia, gospodarki i - co najważniejsze - w kwestii przyjmowania zdobyczy cywilizacji zachodniej.
KM
rozmawia Ewa Zientara
Dlaczego Mieszko I zdecydował się na przyjęcie Chrztu?
Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa. W podręcznikach decyzję Mieszka zwykle tłumaczy się względami politycznymi, wyjaśniając między innymi, że chciał on wprowadzić swoje państwo do Europy, czy też pragnął wzmocnić swoją władzę, narzucając różnym plemionom jedną wiarę, w dodatku "nowoczesną". Tego rodzaju interpretacje są jednak próbą racjonalizacji z naszego, dzisiejszego punktu widzenia motywów pewnego niejasnego dla nas rozstrzygnięcia. Postrzegając w ten sposób wybór pierwszego historycznego dynasty piastowskiego, ujmujemy mu zresztą człowieczeństwa, robiąc z niego "maszynę polityczną", cynicznie kalkulującą, co się opłaci z punktu widzenia władzy i interesów państwa. Moim zdaniem wyjaśniając decyzję Mieszka I trzeba trzymać się tekstów źródłowych jak najbliższych wydarzeniu. Najważniejszym z nich jest dzieło niemieckiego kronikarza Thietmara z Merseburga, który wybór Piasta tłumaczył po prostu wpływem żony, księżniczki czeskiej, nazywanej przez niego Dobrawą. Oczywiście sprawa nie jest tak prosta - w grę wchodzą konwenanse ówczesnej historiografii, w których pojawia się pobożna kobieta obłaskawiająca barbarzyńcę, ale - jak to mówią - gdzie diabeł nie może...
Na tym, że Mieszko zdecydował się na przyjęcie chrześcijaństwa, mogła zaważyć jeszcze jedna sprawa. Kronikarz saski Widukind wspomina, że na początku lat sześćdziesiątych Piastowie doznali kilku porażek w walkach z Wieletami. W owym czasie plemiona zaodrzańskie pod względem językowym i obyczajowym nie różniły się istotnie albo nawet wcale od ludności Wielkopolski, miały natomiast inny system polityczny, były bogatsze i sprawniejsze militarnie. Sanktuarium Swarożyca w Radogoszczy, czasami zwane Retrą, stanowiło centrum państwa Wieletów, które było zorganizowane na zasadzie związku - pewnego rodzaju republiki oligarchicznej i federacyjnej, składającej się z kilku plemion. Być może klęski w walce z Wieletami skłoniły Mieszka I do przemyśleń, co robić dalej. Może wtedy doszedł do utraty wiary w siły bóstw opiekuńczych własnego ludu. Trudno powiedzieć, o jakich bogów mogło chodzić, bo o wierze ludności ówczesnej Wielkopolski nie wiemy prawie nic. Wiadomo jednak doskonale, że zawsze podani żądali od swojego władcy sukcesu i doraźnych, szybkich korzyści. Ich brak oznaczał po prostu niechęć niebios skierowaną osobiście ku ich przywódcy, takiego zaś monarchy ludzie chcieli się jak najszybciej pozbyć.
Podkreślam jednak, że naszkicowana sytuacja polityczna stanowiła jedynie tło, drugi plan dramatu, jaki rozgrywał się w głowie Mieszka I i - być może - kilku osób z jego otoczenia; dramatu, którego główną treścią było ustosunkowanie się do propozycji światopoglądowej podsuwanej przez Dąbrówkę.
Czyli decyzja o przyjęciu chrztu za pośrednictwem Czech została podjęta raczej ze względów rodzinnych? Istnieje też jednak opinia, że Mieszko wybrał Czechy, ponieważ nie chciał się uzależnić od cesarstwa niemieckiego?
Jest to opinia przebrzmiała, która wyrosła z naszych antyniemieckich fobii, rezultatu krzywd doznawanych przez Polaków przede wszystkim od schyłku wieku XIX aż po połowę XX. Pogląd, że Mieszko i jego poddani woleli Czechów niż Niemców, jest ahistoryczny. Przecież sojusz Piastów z Przemyślidami był jedynie krótkotrwałym epizodem w dziejach ich wzajemnych stosunków, które sprowadzały się głównie do stałej rywalizacji, również militarnej. To Czechy, a nie Niemcy, były głównym przeciwnikiem Polski średniowiecznej. Już przecież Mieszko I dwadzieścia lat po chrzcie, opierając się na sojuszu z Niemcami, dokonał aneksji kontrolowanych przez Czechów rozległych terenów Śląska i Małopolski, które wcale - jak chce nasza popularna historiografia - nie były pierwotnie polskie; czeskie zresztą też nie - dodajmy dla porządku. Wracając do sprawy chrztu, trzeba pamiętać, że - niezależnie od czeskiego pośrednictwa - patronem misji w naszej części Europy zawsze był cesarz; rzymski jednak, a nie niemiecki, o czym nie zawsze się pamięta. W ogóle używając przymiotnika "niemiecki" czy nawet nazwy "Niemcy" dokonujemy pewnego nadużycia, bo są to terminy adekwatne najwcześniej do czasów nowożytnych. Jednolitych Niemiec i narodu przecież wówczas nie było. W wykładzie popularnym nie da się jednak tego nadużycia uniknąć.
W nawróceniu Polski, trwającym przecież długie dziesięciolecia, wielkie, może największe zasługi mieli zatem kapłani, powiedzmy, "niemieccy" - wystarczy spojrzeć na imiona pierwszych polskich biskupów, przytaczane przez kronikarza Thietmara. Chociaż oczywiście wolelibyśmy francuskich, w ostateczności włoskich... Nasza klasyczna historiografia oparta jest przecież o tradycje dziewiętnastowieczne, ukształtowane w cieniu ułudy sojuszu z Francją. Jednak to Niemcy były dla Polski Mieszka I drogą do Europy.
Czy były wcześniejsze próby wprowadzenia chrześcijaństwa na ziemiach polskich?
Zdarzały się oczywiście próby dowodzenia, że chrześcijaństwo pojawiło się w Polsce w okresie przedhistorycznym. Nie ma jednak po temu żadnych podstaw - ani historycznych, ani archeologicznych. W ówczesnej sytuacji nową wiarę nieść mogli kupcy albo idący ich śladami misjonarze. Jeśli spojrzymy na rekonstrukcje wczesnośredniowiecznych szlaków handlowych, bez trudu dostrzeżemy, że Wielkopolska leżała zupełnie na uboczu. Marginalne położenie sprawiało, że chrześcijanie raczej nie mieli szans, by tam dotrzeć. Inaczej było jednak w Małopolsce i na Śląsku - choć pamiętajmy, że ziemie te nie wchodziły jeszcze w skład państwa Piastów. Kraków leżał na wielkim szlaku handlowym z Niemiec przez Pragę do Kijowa i dalej na wschód. Wprawdzie archeolodzy nie znajdują dowodów potwierdzających przynależność Małopolski, a tym bardziej Śląska, do Czech i mocno - przynajmniej niektórzy - oponują przeciwko twierdzeniom historyków, ci jednak znają wiele źródeł pisanych, stwierdzających jasno, iż zwierzchność Przemyślidów rozciągała się na te ziemie. Z wyjątkiem Krakowa, w którym stacjonowała czeska załoga, Czesi kontrolowali południe późniejszej Polski bardzo powierzchownie - pobierali trybut, zwłaszcza w bardzo pożądanych niewolnikach, którzy na pniu sprzedawani byli w Pradze, skąd kupcy transportowali ich do krajów muzułmańskich. Handel ten przynosił Przemyślidom wielkie zyski, co przyznaje współczesna mediewistyka czeska, i to chyba tłumaczy mały zapał misyjny książąt praskich - przynajmniej na ziemiach południowej Polski.
W Krakowie odnajdywane są relikty świątyń z czasów wczesnośredniowiecznych i inne zabytki chrześcijańskie, natomiast nie ma żadnej pewności, czy pochodzą one z czasów panowania czeskiego, czy już z piastowskich.
Czy możemy się domyślać, jak wyglądała uroczystość chrztu Polski albo samego Mieszka?
Należałoby oczekiwać, że chrzest władcy tak wielkiego - przynajmniej dla nas - formatu był wielkim wydarzeniem. Trzeba jednak pamiętać, że taka współczesna perspektywa często wypacza nasze myślenie. Władca wielkopolski około roku 966 nie był wcale najwybitniejszym wśród rządzących w Europie Środkowej; daleko ustępował Bolesławowi czeskiemu, a pod względem rangi i siły militarnej państwo Piastów przewyższali nawet zaodrzańscy Wieleci, pewnie też władcy Obodrytów. Chociaż jednak Mieszko nie był może kimś bardzo znacznym, to jednak gdyby tego "wodza barbarzyńców" udało się ochrzcić jakiemuś ośrodkowi niemieckiemu czy biskupowi, ta wiadomość zostałaby zachowana w pamięci i zapisana później, gdy już potęga Piasta rzeczywiście jaśniała blaskiem pierwszorzędnym i stał się on ważnym sojusznikiem cesarstwa. Jeśli zatem nie mamy żadnej takiej informacji, musi to oznaczać, iż Mieszko ochrzczony został w swoim kraju, przez kapłana w ówczesnych Niemczech nieznanego albo mało znanego.
Nigdzie oprócz późniejszych tekstów polskich nie zachował się ślad po chrzcie Mieszka. Pewna informacja znajduje się w niemieckiej kronice Thietmara. Otóż pisząc o nawróceniu Mieszka, podaje jako anegdotę, jak to Dąbrówka miała skłonić Mieszka do przyjęcia chrztu siłą swojej kobiecej perswazji, czasami nawet umyślnie łamiąc zasady wiary. Brak jednak bliższych szczegółów, prócz wzmianki, że księżniczka czeska rok żyła z poganinem. Przychylny Dąbrówce ton opowieści Thietmara pokazuje, że dla kronikarza i jego otoczenia pośrednictwo czeskie w przyjęciu przez Mieszka chrztu nie było czymś nagannym. Wielu zresztą kapłanów ówczesnych Czech pochodziło z Niemiec - w pełni wyświęcony, wykształcony duchowny, prezbiter był w naszym regionie dużą rzadkością. Nie wykluczone, że chrztu polańskiego księcia dokonał właśnie jeden z nich, kapelan Dąbrówki. Ostatnio modne jest postrzeganie Ostrowia Lednickiego jako miejsca chrztu Mieszka I: piękne jezioro i okolica, tajemnicze ruiny… Uważam jednak, że najbardziej prawdopodobnym miejscem pierwszego piastowskiego chrztu jest jednak Poznań. W Gnieźnie, jak się wydaje, istniało stare sanktuarium pogańskie i pewne analogie połabskie sugerują, że władcy dokonujący konwersji starali się unikać ostrej konfrontacji z siłą starej wiary. W Poznaniu Mieszko I mógł się czuć prawdziwie u siebie, bo gród zbudowano z jego rozkazu, a załogę stanowili na pewno ludzie dobrani.
Nie wiemy, jak wyglądał sam rytuał chrztu. Można próbować go jakoś zrekonstruować na zasadzie analogii. Na pewno Mieszko nie był polewany jedynie po głowie, ale zanurzał się całym ciałem w wodzie - w specjalnym basenie chrzcielnym albo po prostu w rzece.
Czy wiemy, jak krzewiono chrześcijaństwo na ziemiach polskich?
Wiemy na ten temat mało. Thietmar podaje, jak ostre represje stosował Bolesław Chrobry w przypadku łamania postów - wybijanie zębów, albo też nieprzestrzegania prawa małżeńskiego - okaleczenia narządów płciowych, zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Tej surowości nie trzeba się dziwić, była to raczej norma w owym czasie. Wiarę bardzo często rozumiano jedynie jako szereg norm zachowań, rytuałów, których nieprzestrzeganie groziło gniewem niebios. Nie mamy żadnych bezpośrednich świadectw dotyczących ewangelizacji. Przykłady niemieckie, a także późniejsze polskie, pokazują, że misjonarze uczyli się jednak słowiańskiego, by dotrzeć do umysłów. Nie zawsze jednak słowo wystarczyło, żeby uświadomić ludziom zasady światopoglądu diametralnie różnego niż ich dawny - stąd też obecne do dzisiaj w naszym życiu, także popularnej religijności, relikty pogańskie.
Źródła ruskie jedynie pokazują, jak wówczas wyglądały masowe chrzty prostej ludności. Książę nakazywał, by wszyscy zjawiali się nad Dnieprem, a kapłani polewali do połowy zanurzonych w rzece ludzi wodą, wymawiając jednocześnie formułę chrztu. Możemy przypuszczać, że w Polsce działo się podobnie. Sporo jest przecież w Wielkopolsce jezior i rzek. Szukając uściśleń, można też próbować spojrzeć na opisy chrztów dokonywanych przez Ottona z Bambergu na Pomorzu, jednak prawie 150 lat później.
Co możemy powiedzieć o wierzeniach pogańskich kultywowanych na ziemiach polskich?
Z Polską jest problem. Mamy jakieś opisy wierzeń słowiańskich z terytoriów zaodrzańskich: ziem Wieletów, w mniejszym wymiarze Obodrytów i plemion łużyckich. O Ślęży i jej miejscu w tradycyjnej religijności mieszkańców przyległych do niej terytoriów napisał kilka zdań Thietmar. Dość dobrze znane są stare wierzenia ruskie, bo wiele z nich przetrwało w religijności ludu. W przypadku Polski natomiast dochowały się jedynie jakieś skrawki informacji, i to spisane wiele wieków po przyjęciu chrześcijaństwa, w różnych dokumentach, pismach - lakoniczne, wyrwane z kontekstu, trudne do zrozumienia. Trochę wiadomości pozostawił Długosz i inni już nowożytni autorzy. Jest też folklor. Wszystko to jednak wymaga interpretacji i porównań. W zależności od szkoły, światopoglądu religioznawcy, etnografowie różnie rozumieją poszczególne przekazy. Sprawa jest niezwykle pasjonująca, czasami jednak historyk szukający gotowych wiadomości i systematyzacji jest bezradny wobec plątaniny sprzecznych ze sobą poglądów wspomnianych badaczy.
Archeolodzy lokują w Gnieźnie jakieś sanktuarium pogańskie. Na górze Lecha odkryto pozostałości wielkiego paleniska, w którym regularnie przez długi czas palono wielkie ogniska. Jakichś analogii można się tu doszukiwać z praskim wzgórzem grodowym, gdzie poświadczone archeologicznie i dokumentalnie jest istnienie specjalnego kopca Žiži, na którym palono święty dla Słowian ogień. Przy tym kopcu na wolnym powietrzu stał kamienny tron władców czeskich. Chociaż zatem w Gnieźnie kamienia nie znaleziono, mamy jakieś podobieństwo: kopiec, ognisko. Wiemy też, że sanktuaria podobne w swojej strukturze do praskiego istniały u Słowian i innych ludów europejskich.
Na ziemiach polskich do dziś nie odkryto pozostałości żadnej świątyni pogańskiej z okresu przedchrześcijańskiego. Niektórzy uważają, że w okresie najdawniejszym Słowianie wierzyli w siły natury, święte drzewa, uroczyska, kamienie i obywali się bez budowli sakralnych, a co za tym idzie - bez kasty kapłańskiej. Obiekty takie miały powstać u Słowian północnozachodnich - Obodrytów i Wieletów - dopiero pod wpływem chrześcijaństwa.
Zastanawiające jest, że nie mamy pozostałości słowiańskich obiektów kultowych - oprócz tych na Łysej Górze, na Ślęży, no i może w Gnieźnie. Istnieje też wątpliwość, czy to, co archeolodzy odnajdują na wspomnianych "świętych" górach, rzeczywiście należało immanentnie do systemu wierzeń Słowian, czy może ludność poprzednio zasiedlająca ziemie polskie niejako w spadku przekazała swoje sanktuaria przybyszom.
Dr Andrzej Pleszczyński - historyk, zajmuje się historią średniowiecza. Jego zainteresowania badawcze to: początki państw słowiańskich Europy Środkowej i ich kontakty ze światem chrześcijańskiego Zachodu; miejsce władzy w Europie wczesnośredniowiecznej; spotkania ludzi z różnych kręgów kulturowych, przenikanie się idei; sztuka jako źródło historyczne. Pracuje jako adiunkt w Zakładzie Historii Powszechnej Średniowiecznej Instytutu Historii UMCS w Lublinie. Opublikował m.in.: Przestrzeń i polityka. Studium rezydencji władcy wcześniejszego średniowiecza. Przykład czeskiego Wyszehradu (2000).
Źródło: http://muzhp.pl/