Cztery Kryształowe Kule Justyny Kowalczyk
Justyna Kowalczyk po raz czwarty wywalczyła Puchar Świata w biegach narciarskich. Polka uczyniła to na niespełna dwa tygodnie przed zakończeniem sezonu. Przed biegaczką z Kasiny Wielkiej sztuka zdobycia czterech Kryształowych Kul udała się tylko dwóm zawodniczkom - Norweżce Bente Skari Martinsen i Rosjance Jelenie Wialbe.
Ta ostatnia jest liderką klasyfikacji wszech czasów, bo ma na koncie pięć triumfów w Pucharze Świata. Wszystko jednak jeszcze przed Kowalczyk, która przecież jeszcze nie kończy kariery, a już jest legendą kobiecych biegów narciarskich.
Pierwsza Kryształowa Kula "z marszu"
Po raz pierwszy Kowalczyk wygrała Puchar Świata w 2009 roku. Celem na ten sezon były jednak mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym w Libercu. Tam Polka wywalczyła dwa złote medale i jeden brązowy. Była niekwestionowaną gwiazdą tej imprezy. Po Puchar Świata sięgnęła "z marszu". Rozpędzona Kowalczyk przed zawodami w Lahti, Trondheim, Sztokholmie i Falun miała 109 punktów straty w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata do prowadzącej Finki Aino-Kaisy Saarinen i 83 punkty do drugiej Słowenki Petry Majdić. Trener Aleksander Wierietielny przekonywał, że będzie bardzo ciężko sięgnąć po Kryształową Kulę, bo w programie zawodów były trzy biegi sprinterskie, w których Majdić była bezkonkurencyjna. Do Falun, gdzie odbywały się finałowe zawody, które były dodatkowo podwójnie punktowane, nasza zawodniczka przyjechała ze stratą 91 punktów do nowej liderki PŚ - Majdić. Saarinen odpadła z walki, bo zmogła ją choroba. Przed ostatnim biegiem sezonu Kowalczyk miała 73 punkty straty do Słowenki. Do rywalizacji na 10 km techniką dowolną jako pierwsza wyruszyła biegaczka z Kasiny Wielkiej. Ze stratą ponad minuty, jako ósma, wyruszyła na trasę Majdić. Przy założeniu, że Polka pierwsza dobiegnie do mety, Słowenka mogła być co najwyżej trzecia, by Puchar Świata przypadł naszej zawodniczce. Kowalczyk samotnie minęła metę z uniesionymi rękami. Dopiero 12. była Majdić. Dzięki temu polska biegaczka została triumfatorką Pucharu Świata. Była pierwszą przedstawicielką tej dyscypliny w naszym kraju, której ta sztuka się udała. Kowalczyk zdobyła Kryształową Kulę nie będąc liderką Pucharu Świata choćby przez jeden dzień.
-To był dla mnie bajkowy rok. Najważniejszą imprezą sezonu były mistrzostwa świata w Libercu i na nich się głównie koncentrowałam. Ale skoro nadarzyła się okazja zdobyć Kryształową Kulę, to postanowiłam o nią powalczyć. Wygrana to taki słodki deser na koniec sezonu. Uwierzyłam w nią dopiero wtedy, kiedy minęłam linię mety po ostatnim biegu w Falun - mówiła wówczas Kowalczyk, która we wspomnianym sezonie odniosła pięć zwycięstw w zawodach PŚ.
Kowalczyk bierze wszystko
W kolejnym sezonie najważniejszą imprezą były zimowe igrzyska olimpijskie w Vancouver. Dlatego też Kowalczyk do czasu ich rozegrania nie skupiała się na triumfie w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata , choć już przed igrzyskami miała bezpieczną przewagę nad rywalkami. Przede wszystkim ze względu na pierwszy triumf w Tour de Ski. Polka sporo zyskała też na startach w rosyjskim Rybińsku i kanadyjskim Canmore, gdzie z kolei zabrakło najgroźniejszych konkurentek.
Wprawdzie ostatnia część Pucharu Świata należała do Norweżki Marit Bjoergen, która nie schodziła z podium, ale Kowalczyk miała na tyle bezpieczną przewagę, że nie musiała się zbytnio wysilać. I tak udało się jej zgromadzić - jako pierwszej biorąc pod uwagę zarówno kobiety, jak i mężczyzn - ponad 2000 punktów. Dokładnie 2064. Druga w klasyfikacji generalnej Bjoergen miała na koncie "zaledwie" 1320 punktów. Pewnie wynik Norweżki byłby znacznie lepszy, gdyby wystartowała ona w Tour de Ski.
- To był na pewno najlepszy sezon w mojej karierze. Wygrałam w nim wszystko, co tylko mogłam: Puchar Świata, cykl Tour de Ski, no i oczywiście złoty medal olimpijski w Vancouver - mówiła Kowalczyk poza kończeniu sezonu.
Tour de Ski kluczem do sukcesu
Przed kolejnym sezonem Polka znów została uznana za faworytkę do triumfu w Pucharze Świata. "Perpetuum mobile z Polski" - nazwali eksperci FIS Justynę Kowalczyk, stawiając ją w roli faworytki w narciarskim Pucharze Świata. "Jest dobra we wszystkim i wydaje się, że formę potrafi utrzymać przez cały rok" - napisano wówczas na stronie międzynarodowej federacji. Nasza biegaczka uznała jednak, że jest co najmniej dziesięć zawodniczek, które stać na to, by wywalczyć Kryształową Kulę.
Początek sezonu tradycyjnie nie był najlepszy w wykonaniu Polki. Pierwsza część rywalizacji w Pucharze Świata toczyła się pod dyktando Bjoergen, która z kolei zazwyczaj znakomicie prezentuje się w tej części sezonu. Kowalczyk liderką w klasyfikacji generalnej PŚ została dopiero po drugim triumfie w Tour de Ski. Po raz kolejny nie startowała Bjoergen, która chciała jak najlepiej przygotować się do mistrzostw świata w Oslo. Z kolei dla Kowalczyk występy w Tour de Ski są najlepszym treningiem, jak zwykł mawiać trener Wierietielny. Biegaczka z Kasiny Wielkiej z Val di Fiemme wyjeżdżała więc z żółtym plastronem liderki PŚ i sporą zaliczką punktową, która pozwoliła jej spokojnie myśleć o trzeciej z rzędu Kryształowej Kuli. Wcześniej tej sztuki dokonała tylko Finka Marjo Mattikainen. Polce udało się wyrównać to osiągnięcie. Po raz kolejny też Kowalczyk ustanowiła rekord zdobytych punktów - tym razem 2073.
Polka zwycięstwo w Pucharze Świata zapewniła sobie pod koniec lutego w Drammen. Na mistrzostwa świata do Oslo jechała już zatem jako trzykrotna zdobywczyni Kryształowej Kuli, co było jednym z jej celów na ten sezon.
- Szybko to wszystko poszło. Pierwszy raz coś przypieczętowałam przed główną imprezą. Mistrzostwa to jednak inna bajka. Start w pucharze może ci nie wyjść, w mistrzostwach - musi - mówiła wówczas Kowalczyk.
Nasza biegaczka z Oslo wróciła bez złotego medalu. W stolicy Norwegii wywalczyła dwa srebrne medale i jeden brązowy.
- Teraz mam następne marzenie: zdobyć Kryształową Kulę po raz czwarty! - zadeklarowała polska multimedalistka, która w sezonie 2010/2011 tylko dwukrotnie wygrywała zawody Pucharu Świata.
Przerwana seria Kowalczyk
W kolejnym sezonie nie było żadnej imprezy mistrzowskiej. Dlatego też tym razem na starcie Tour de Ski stanęła Marit Bjoergen. Norweżka przegrała jednak z Kowalczyk, która wygrała tę imprezę po raz trzeci z rzędu. Tym razem jednak nasza zawodniczka nie opuszczała Włoch w fotelu liderki Pucharu Świata. Tą była bowiem Bjoergen, która w Tour de Ski zajęła drugie miejsce. Zresztą Norweżka od początku sezonu prezentowała się znakomicie. Kowalczyk jednak nie poddawała się i po zawodach Pucharu Świata w Szklarskiej Porębie została nawet na chwilę nową liderką, ale na krótko. Końcówka sezonu była już wyśmienita w wykonaniu Bjoergen, która tym samym przerwała wspaniałą serię Polki. Odebrała też naszej zawodniczce rekord zdobytych punktów. Zgromadziła ich 2689, podczas gdy Kowalczyk 2419.
- To był piękny sezon dla mnie. Bardzo się cieszę, że potrafiłam biegać na tak wysokim poziomie. Mam nadzieję, że jeszcze będę w stanie biegać tak szybko i skutecznie jak w tym roku. Ten sezon dał mi nadzieję na kolejne. Na pewno kończę go z większą dozą entuzjazmu niż przed rokiem. Wiem, że znowu potrafię wygrywać, a to jest najważniejsze. Jestem bardzo zadowolona, że to już koniec - mówiła Kowalczyk, która przez sporą część sezonu borykała się z kontuzją kolana. Nasza zawodniczka nie wywalczyła Pucharu Świata, choć wyrównała swój rekord zwycięstw w jednym sezonie.
Powrót na tron
Do tego sezonu Justyna Kowalczyk przystępowała "naprawiona". W marcu nasza biegaczka przeszła szereg operacji. Wszystko po to, by znów mogła wrócić na szczyt. Niestety jednak trzeba było odpuścić trening do "łyżwy", by nie przeforsować kolana. Kowalczyk i jej trener skupili się zatem na perfekcyjnym przygotowaniu techniki klasycznej. To jednak nie mogło być gwarancją sukcesu w Pucharze Świata. Dlatego głównym celem na ten sezon były mistrzostwa świata w Val di Fiemme.
- Obrałam podobna taktykę, jak przed mistrzostwami świata w Libercu. Spokojnie walczę w Pucharze Świata, ale dopiero po mistrzostwach okaże się, w jakim jesteśmy miejscu i wtedy zobaczymy, o co uda się walczyć w Pucharze Świata - zapowiadała na początku sezonu.
W Val di Fiemme Kowalczyk chciała wywalczyć złoty medal w jednym z biegów techniką klasyczną. To się jej jednak nie udało. Impreza zakończyła się dla Polki na jednym srebrnym medalu.
Wcześniej jednak narciarka z Kasiny Wielkiej po raz czwarty z rzędy triumfowała w Tour de Ski. W imprezie tej nie wystartowała Bjoergen, która z powodu kłopotów z sercem, musiała się wycofać z rywalizacji. To znacznie ułatwiło Kowalczyk wywalczenie po raz czwarty w historii Pucharu Świata w biegach narciarskich. Po Tour de Ski Polka miała blisko 400 punktów przewagi nad Therese Johaug i blisko 800 nad Bjoergen.
- Przygotowania do pozowania z Kryształową Kulą zaczęłam już przed Davos, bo miałam w Pucharze Świata już wielką przewagę. Musiałabym biegać tyłem, żeby coś się zmieniło. Od dawna, praktycznie od Tour de Ski, byłam spokojna. Wiedziałam, że podążam w dobrym kierunku - mówiła Kowalczyk po zawodach w Lahti, gdzie zdeklasowała Norweżki, na łamach "Przeglądu Sportowego".
W środę w Drammen, kiedy okazało się, że w sprincie nie wystartuje Therese Johaug, stało się jasne, że Polka po raz czwarty wywalczy Puchar Świata. Tym samym wyrównała osiągnięcie Adama Małysza ze skoczni, który również cztery razy wygrywał Kryształową Kulę. W historii Pucharu Świata w biegach narciarskich przed Kowalczyk jest zatem jeszcze tylko Wialbe.
1. Justyna Kowalczyk Polska 1678
2. Therese Johaug Norwegia 1097
3. Kikkan Randall USA 1009
4. Kristin Steira Norwegia 929
5. Anne Kylloenen Finlandia 820
6. Marit Bjoergen Norwegia 802
107. Paulina Maciuszek Polska 7
Tomasz Kalemba, Eurosport.Onet.pl