z ostatniej chwili
UWAGA !!! Od 1 paździenika zmiana godzin pracy urzędu, PONIEDZIAŁEK, WTOREK, ŚRODA 7:30 - 15:30, CZWARTEK 10:00 - 18:00, PIĄTEK 7:00 - 15:00 W związku ze zmianą godzin otwarcia Urzędu zmianie ulegają godziny funkcjonowania KASY URZĘDU: WTOREK 8.00-12.00, ŚRODA 13.00-15.00, CZWARTEK 10.00-14.00 SPRAWY ZWIĄZANE Z EWIDENCJĄ LUDNOŚCI ORAZ Z DOWODAMI OSOBISTYMI ZAŁATWIANE SĄ W GODZINACH: PONIEDZIAŁEK, WTOREK, ŚRODA – OD 7:30 DO 15:00 CZWARTEK – OD 10:00 DO 17:30 PIĄTEK – OD 7:00 DO 14:30
Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej Rozumiem
Powiększ: A A A
A A A A A

Aktualności


Justyna Kowalczyk: Piszczele bolą jak nigdy. To nie moje nogi

19/11/2013, dodał: Maciej Liberda czytano: 2612 razy

Ten start nie miał prawa się udać - mówi o swym ostatnim biegu (dopiero 24. pozycja!) Justyna Kowalczyk, mistrzyni olimpijska w narciarstwie klasycznym.

 

 

Kamil Wolnicki: Lubi pani jazdę kolejką górską? Bo weekend w Pucharze FIS w Muonio był jak z wesołego miasteczka. Piątek i sobota to zwycięstwa, a później zjazd, czyli porażka w niedzielę.


Justyna Kowalczyk: Nie przepadam za skrajnymi emocjami. W niedzielę wyszło jak wyszło, ale prawdę mówiąc, przewidywałam to. Przecież mówiłam, że może tak być. I niestety stało się.

 

Co się stało, że dobiegła pani z tak dużą stratą i na tak odległym miejscu w biegu na 10 kilometrów techniką dowolną?


Justyna Kowalczyk: Kombinowaliśmy przez ostatni tydzień z moimi piszczelami, i to dość mocno. Bolą przy chodzeniu, a co dopiero jak biegnę. Ten start nie miał prawa się udać.

 

Z pani piszczelami jest gorzej niż w poprzednich sezonach?
Justyna Kowalczyk: W tej chwili jest gorzej niż było kiedykolwiek. Myślę jednak, że to przez te różne zabiegi i działania. Cały czas coś próbowaliśmy zmienić i ból się spotęgował. Sądzę, że potrzeba trochę czasu, odpoczynku i wrócę do poprzedniego stanu.

 

To niezbyt dobra wiadomość przed sezonem, w którym wiele biegów rozgrywanych jest techniką dowolną. Przede wszystkim chodzi nam o zimowe igrzyska w Soczi, gdzie rywalizacja na 30 km będzie przeprowadzona łyżwą.


Justyna Kowalczyk: Bez przesady, jest trochę biegów klasykiem. Poza tym, co mnie czeka w sezonie wiem nie od dzisiaj. Pewnie, że chciałabym, aby było inaczej. W minionym roku rozpoczęłam biegi łyżwą na podobnym poziomie jak teraz. OK, w Muonio nie było dziesięciu mocnych dziewczyn, ale czy byłabym dwudziesta któraś, czy trzydziesta któraś, nie ma aż takiego znaczenia. Rok temu po kilku miesiącach potrafiłam już biegać tą techniką i zająć drugie miejsce w Pucharze Świata. Oczywiście, nie chodzi mi o to, żeby się zapierać, że za chwilę będę fantastyczna.

Był u pani na zgrupowaniu doktor Robert Śmigielski. Rafał Węgrzyn, pani serwismen i drugi trener, powiedział mi, że ciągle szukacie sposobu na ten ból.


Justyna Kowalczyk: Szczerze? Uważam, że jedyne, co można zrobić, to zostawić moje nogi samym sobie. Wcześniej przynajmniej to były moje nogi, czułam je. Kiedy miały "wysiadać" i boleć, to wiedziałam jak i kiedy. Teraz w Muonio w niedzielę to nie były moje nogi.

   

W poprzednich latach początki w Pucharze Świata były kubłami zimnej wody. Może nie dla pani, ale już dla kibiców jak najbardziej. Pamięta pani, kiedy ostatni raz w imprezie przedsezonowej dobiegła pani do mety poza pierwszą siódemką?


Justyna Kowalczyk: Pamiętam, pewnie! Przed igrzyskami w Turynie, jako zdyskwalifikowana, startowałam z kadrą Rosjanek. Na pięć kilometrów, wśród samych rywalek ze Wschodu, byłam osiemnasta. Swoją drogą, teraz Rosjanki są bardzo mocne i też mają kwalifikacje do kadry. Ja z kolei w Muonio bardzo dużo kombinowałam w trakcie biegu. Nie zagrało bieganie, nogi i kombinacje w czasie rywalizacji. Nic nie zagrało. Zostało półtora tygodnia do rozpoczęcia Pucharu Świata w Kuusamo. Zobaczymy, co się będzie działo.

 

Znalazłem też sprint z 2006 roku, w którym sklasyfikowano panią na 22. miejscu.


Justyna Kowalczyk: Wtedy nie odpadłam, a... zgubiłam się. Tak, zdarzyło mi się coś takiego na trasie sprintu. Wolałby pan nie widzieć wtedy reakcji trenera (śmiech).

 

Wróćmy do piszczeli. Może się okazać, że w tym olimpijskim sezonie, bardziej niż w poprzednich, pani największym rywalem będzie ból?
Justyna Kowalczyk: To mój główny rywal od co najmniej trzech lat. Przecież o tym wam mówiłam wiele razy. Dla mnie to żadna nowość. Teraz stałam się jeszcze meteopatką piszczelową! Boli mnie, jak zmienia się pogoda. Dzisiaj chcę tylko, żeby wszystko wróciło do poprzedniego stanu.

 

Nie myślała pani o tym, żeby dać sobie spokój ze startami stylem dowolnym?
Justyna Kowalczyk: A dlaczego? Bo raz źle pobiegłam w Muonio?

 

Nie. Bo panią boli.
Justyna Kowalczyk: Boli, boli, ale nie od dzisiaj. A mimo wszystko mam za sobą świetne starty łyżwą. Oczywiście, aby tak się stało, potrzeba spełnienia kilku warunków. Przede wszystkim, muszę być w wielkiej formie i biec na dobrej trasie. Poza tym, łyżwa jest mi potrzebna do Tour de Ski czy biegów łączonych. Nie mam zamiaru z niej rezygnować.

 

źródło : przegladsportowy.pl