Protest – krzyk rozpaczy – tragedia
Protest, z różnym nasileniem, objął cały kraj. Jednak jego pozytywne skutki, jeśli jakiekolwiek, były mizerne. Najpierw rozproszonych po całym terytorium państwa chłopów łatwo można było kontrolować i izolować. Następnie same władze państwowe wykazały niebywałą dotąd determinację w rozprawieniu się ze strajkującymi. Tylko w tym jednym roku policja zabiła 44 chłopów, z czego dziewięciu w Kasince Małej. Liczba aresztowanych chłopów w całym kraju w samym 1937 r. wyniosła 617. Kary pozbawienia wolności mieściły się w przedziale od dwóch miesięcy do pięciu lat. Średnia długość kary to siedem miesięcy aresztu. Jest wielce prawdopodobne, że niedźwiedzią przysługę oddali komuniści, którzy popierali strajk, jednocześnie nawołując do obalenia rządu i przedterminowych wyborów, a nawet niszczenia infrastruktury.
Początkowe dni protestu chłopskiego w Kasince Małej przebiegały spokojnie i nic nie wskazywało na jego tragiczny finał. Po ogłoszeniu protestu zarząd Koła Stronnictwa Ludowego w Kasince Małej ustalił, gdzie znajdą się punkty kontrolne i kto je obsadzi. Czujki chłopskie były zasadniczo dwie. Jedna na granicy Kasinki małej i Mszany Dolnej, a druga na moście, na rzece Rabie, w kierunku Lubnia. Zadaniem czujek było nieprzepuszczanie nikogo z towarem w kierunku Mszany Dolnej czy Lubnia. Feralnego 23 sierpnia czujki na granicy Kasinki małej i Mszany Dolnej tworzyli chłopi z Łopusznego. Przywódcą na moście był Józef Szczypka. Wypełniając swoje zadanie, łopuszanie zawrócili do Mszany Dolnej pewnego człowieka, który okazał się urzędnikiem i pieszo przemierzał drogę w kierunku Kasinki Małej. Prawdopodobnie to on powiadomił o tym zdarzeniu policję. Wkrótce do posterunku chłopskiego podjechał wóz policyjny, z którego wyskoczyło czterech policjantów. Mocno poturbowali oni dwóch chłopów; dwóm innym udało się zbiec bez szwanku. Po odblokowaniu drogi policjanci pojechali do Kasinki Małej, by usunąć drugi chłopski posterunek na moście. Tu jednak chłopów było więcej. Uzbrojeni w kije blokujący, nie tylko nie ustąpili, ale nawet zaczęli napierać na policję. W takiej sytuacji policjanci się wycofali, a chłopi rozeszli do domów, ponieważ była to pora obiadowa.
Gdy prezes koła, Franciszek Widzisz, dowiedział się o zajściach, zaczął zwoływać ludzi, by się naradzić, co dalej. Tymczasem około godz. 13.00 do Kasinki Małej samochodem ciężarowym przyjechało 29 policjantów – z karabinami, w hełmach – którzy mieli znieść posterunek na moście. Tam jednak nikogo już nie było. Policjanci pozostawili samochód przy moście i ruszyli pieszo w stronę Górnej Wsi. Naprzeciw nim szli protestujący, których liczba szybko rosła. Policja i protestujący (również znacząca liczba kobiet) stanęli naprzeciw siebie na osiedlu Szczypki. W tym momencie oliwy do ognia dolał Antoni Szczypka, który dołączył do gromady z okrzykiem „hura”. Za nim biegła jego żona z kijem. Teraz inicjatywę przejęły kobiety, a dwie z nich, Zofia Mucha i Aniela Szczypka, zaatakowały policjantów kijami. Prezes Franciszek Widzisz, który przyjechał na koniu, wysunął się przed tłum, by porozmawiać z policjantami. W tym właśnie momencie z gromady wyskoczył Franciszek Jakubiak, który kijem uderzył jednego z policjantów. W odwecie inny policjant uderzył atakującego kolbą i zabił go na miejscu. Wówczas policja zaczęła strzelać do zgromadzonych. Jedna z kul dosięgła prezesa, który zeskoczył z konia i zaczął uciekać. Już rannego, gdy usiłował się oddalić, dosięgła go druga kula, tym razem śmiertelna. Widząc, co się dzieje, tłum w panice się rozproszył. Na miejscu pozostało czterech zabitych i pięciu ciężko rannych chłopów. Lekko rannych było ponad 40 osób.
Tymczasem na osiedlu pojawił się listonosz Józef Rusnak. Policjanci zmusili go, by pojechał i powiadomił kierowcę pozostawionego samochodu policyjnego, aby przyjechał na osiedle. Listonosz wykonał polecenie, powiadamiając też o zdarzeniu ks. proboszcza Władysława Bączyńskiego, który natychmiast dosiadł konia i pojechał na miejsce tragedii. Tymczasem policjanci załadowali na samochód zabitych i ciężko rannych. Ksiądz proboszcz tak oto opisał to zdarzenie:
W drodze spotkałem auto wiozące zabitych i rannych. Zaraz pobiegłem do auta i kazałem policji usunąć się, bo będę spowiadał. Policja jednak powiedziała, że w drodze będę spowiadał i w jadącym aucie ku Mszanie zaopatrzyłem Fr. Widzisza i Fr. Cyrka, którzy zaraz zmarli, a ks. dziekan Stabrawa zaopatrzył Wł. Kucharczyka, którego nie zauważyłem między zabitymi i St. Bolisęgę. Tych rannych i zabitych zawieziono do Nowego Targu do szpitala. Tam zmarł St. Bolisęga. Na zabitych przeprowadzono sekcję zwłok i w nocy w trumnach przywieziono do Kasinki i złożono w kostnicy[1].
Następnego dnia otwarto trumny, by rodziny mogły pożegnać swoich mężów i ojców. Słychać było tylko jeden szloch i płacz. Cała wioska pogrążyła się w bólu i smutku. Rozgoryczenie zajściem przybrało niespotykane rozmiary. Wioska zamarła. Kasinka Mała umarła dla tych, którzy posługiwali się takimi metodami, sprawując władzę.
Zachowanie policji w Kasince Małej 23 sierpnia 1937 r. było, podobnie jak w innych miejscowościach na terenie Polski, nieproporcjonalne do „zagrożenia” i absolutnie brutalne. Dość powiedzieć, że ranny uciekający z miejsca wydarzeń prezes Widzisz został trafiony kolejnym, pojedynczym śmiertelnym strzałem. Będąc rannym i uciekając z miejsca wydarzeń, w żaden sposób policji nie zagrażał. Nadto, gdy jego żona chciała mu przyjść z pomocą, zabroniono jej tego. Z przebiegu wydarzeń jasno wynika, że policja użyła broni nie po to, by rozproszyć zgromadzony tłum, ale by na zawsze chłopom wybić z głowy protest, żeby taki rodzaj sprzeciwu nigdy się nie powtórzył. Poza tym, gdyby policji chodziło jedynie o rozproszenie zebranych, to nie strzelano by tak, by zabić, a jedynie ewentualnie zranić i wystraszyć.
Pogrzeb ofiar odbył się w środę, 25 sierpnia. W pogrzebie wzięło udział około 5 tys. osób. Przybyło też 14 delegacji Stronnictwa Ludowego ze sztandarami. Ksiądz proboszcz nie tylko bezinteresownie odprawił pogrzeb, ale i zaprosił na tę smutną uroczystość księży z sąsiednich parafii. Aby nie zaognić sytuacji, ksiądz proboszcz prosił, by nie wygłaszać porywających przemówień, do czego zebrani w pełni się dostosowali.
Oto ofiary protestu:
Franciszek Widzisz, lat 37 – prezes koła Stronnictwa Ludowego
Józef Cieżak, lat 36 – członek koła Stronnictwa Ludowego
Franciszek Cyrek, lat 28 - członek koła Stronnictwa Ludowego
Franciszek Jakubiak, lat 36 - członek koła Stronnictwa Ludowego
Jan Piwowarski, lat 50 - członek koła Stronnictwa Ludowego
Andrzej Płoskonka, lat 57 - członek koła Stronnictwa Ludowego
Władysław Kucharczyk, lat 27 – prezes koła „Wici”
Stanisław Bolisęga, lat 25 – członek koła „Wici”
Józef Jakubiak, lat 24 – członek koła „Wici”.
Dramat kasinczan nie kończył się wraz z pogrzebem dziewięciu z nich. Dwaj ludowcy: Sebastian Haras i Jan Szczypka, ciężko ranni w czasie zajść, byli hospitalizowani w szpitalu w Nowym Targu. Zaraz po wyleczeniu zostali aresztowani i osadzeni w zakładzie karnym w Nowym Sączu z wysokimi karami więzienia: pierwszy dwa lata, a drugi 18 miesięcy. Inni ranni, którzy nie musieli być leczeni szpitalnie, kurowali się pokątnie w domach, by uniknąć policyjnych represji.
Chłopskie protesty w 1937 r. w Polsce ogólnie, a w Kasince Małej w szczególności, były wyrazem goryczy, rozpaczy i poczucia bycia uciskanym.
Skoro nagromadzona masa goryczy wskutek ucisku, samowoli, nadużyć, codziennych dokuczliwości, nie znajduje możliwości wyładowania w formie legalnej, bo forma legalna została uniemożliwiona – mówił na Kongresie Krakowskim Stronnictwa Ludowego w dniu 27 lutego 1938 r. M. Rataj – poczęło się dziać to, co się dziać musiało, tak, jak dzieje się w kotle, gdy siła prężności nie ma ujścia z powodu klapy bezpieczeństwa. Następuje wybuch od wewnątrz. Takim wybuchem nagromadzonej energii, wściekłości i rozpaczy był sierpniowy strajk chłopów[2].
Strajk nie rozwiązał problemu wsi Polski międzywojennej. Wprawdzie proces się zakończył, stłumiony brutalnie przez policję, ale poczucie krzywdy wśród chłopów wzrosło niepomiernie. Ba, nawet – jak podkreślał M. Rataj –
wytworzył się wśród chłopów stan tego rodzaju, że im więcej represji, tym więcej oporu. Im więcej męczeństwa, tym więcej ofiarności. I doszło już do niejniebezpieczniejszej rzeczy, doszło do tego, że człowieka więzienie nie hańbi, a nobilituje[3].
Nic nie usprawiedliwiało brutalności zachowań policji. Zachowania te w tłumieniu protestu przybrały formy i zakres dotąd niestosowane nawet w obliczu strajku robotników. Do postawy policji odnosiło się stwierdzenie ks. Józefa Lubelskiego w czasie interpelacji w Sejmie. Policja – mówił ks. J. Lubelski – rozprawiała się ze strajkującymi brutalnie,
bijąc pałkami winnych i niewinnych, a nawet dzieci i kobiety, że w niektórych miejscowościach wywołało to ze strony chłopów reakcję samoobrony, co znowu dało policji okazje do użycia broni palnej[4].
Tym sposobem nakręcała się spirala wrogości, a nawet nienawiści. Taka sytuacja nie miałaby miejsca, „gdyby władze państwowe stanęły na wysokości zadania, jak to było w niektórych powiatach (…), gdzie strajk chłopski minął spokojnie”. Zaś „przy likwidacji strajku i przy stosowaniu represji władze używały metod niedopuszczalnych w państwie cywilizowanym, jakim jest Polska”[5]. Mając te kwestie na uwadze, mówca pytał:
- Czy Pan Prezes Ministrów zarządził surowe śledztwo w sprawie zabijania chłopów i w sprawie niszczenia ich mienia, a winnych pociągnie do odpowiedzialności?
- Czy wynagrodził, względnie wynagrodzi niewinnie poszkodowanym poniesione straty?
- Czy wdowom i sierotom po zabitych przyjdzie z pomocą?
- Czy w imię tak potrzebnej konsolidacji narodu gotów jest spowodować amnestię dla więzionych za udział w strajku, o ile nie dopuścili się w strajku innych wykroczeń i spełnić słuszne żądania ludu polskiego?[6]
Pytania te pozostały bez odpowiedzi. Władze sanacyjne bowiem nie uważały za stosowne ani przyjść z pomocą poszkodowanym chłopom czy ich rodzinom, ani tym bardziej rozliczać policji za brutalne akcje, które nie tylko tolerowały, ale i uprawomacniały. Tym sposobem 1937 r. powiększył w Polsce rachunek krzywd!
Przedruk rozdziału „Protest – krzyk rozpaczy – tragedia” z publikacji „Kasinka Mała 80 lat po chłopskim proteście” Władysław Majkowski.
Fot. Pogrzeb pomordowanych w strajku chłopskim w Kasince Małej w 1937r. (arch. rodzin ofiar krwawych starć)
Notka o autorze:
Ksiądz prof. dr hab. Władysław Majkowski jest rodowitym kasinczaninem. W Kasince Małej ukończył szkołę podstawową, eksternistyczną maturę zdał w Krakowie – Nowej Hucie. W latach 1962 – 1968 studiował filozofię i teologie w Wyższym Seminarium Księży Sercanów w Stadnikach. W 1968 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Przez cztery lata pracował w duszpasterstwie w Krakowie i Staniątkach. W latach 1972 – 1976 studiował w Rzymie. Jest absolwentem socjologii Uniwersytetu Gregoriańskiego, filozofii Uniwersytetu Urbanianum w Rzymie. Doktorat z socjologii uzyskał na Loyola University w Chicago (PhD); habilitował się w Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie, a tytuł profesora uzyskał na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Przedmiotem zainteresowań naukowych ks. W. Majkowskiego jest katolicka nauka społeczna, socjologia rodziny, historia myśli społecznej oraz problemy i patologie życia społecznego. Ksiądz W. Majkowski jest autorem ponad 100 artykułów w języku polskim, włoskim i angielskim, zaś najważniejsze jego publikacje książkowe to:
- Peoples’Poland. Patterns of Social Inequality and Confict, Westport 1985;
- Czynniki dezintegracji współczesnej rodziny polskiej, Kraków 1997;
- Rodzina Polska w kontekście nowych uwarunkowań, Kraków 2010.
[1] Kronika parafialna
[2] J. Kowal, Działalność Stronnictwa Ludowego…, dz. cyt., s. 273-274
[3] Tamże, s. 278
[4] „Zielony Sztandar” 1937, nr 63, s.3
[5] Tamże
[6] Tamże